14 sierpnia 2018

Rowerzyści i kierowcy – siedem grzechów głównych

Autor: Marcin Tarczyński

Jestem rowerzystą. Poza miastem jeżdżę rowerem szosowym, a w mieście lubię korzystać z miejskiej wypożyczalni. Jeżdżę na tyle dużo i na tyle długo, że poznałem jasne i ciemne strony relacji rowerzystów z kierowcami. Zwłaszcza te ciemne. Jestem też kierowcą, co sprawia, że na układ kierowcy-rowerzyści mogę patrzeć z dwóch stron. I nie jest to przyjemny widok.

Jak pies z kotem

Jedni i drudzy bywają nieostrożni. Wiem – zaraz podniesie się raban kierowców, że rowerzyści nie mają wyobraźni, a następnie raban rowerzystów, że kierowcy jeżdżą niebezpiecznie. Nie mam zamiaru dowodzić, kto jeździ lepiej, a kto gorzej. Nie o to chodzi. Chciałbym tylko pokazać, że mała refleksja nad własnym zachowaniem na drodze może sprawić, że nie dość że jeździć nam się będzie wszystkim przyjemniej, to jeszcze będzie nas na drodze ginąć co roku nieco mniej. Listę nieprzemyślanych zachowań kierowców i rowerzystów można ciągnąć długo. Skupmy się jednak na najważniejszych przykładach. Przypadkowo wyszło mi ich siedem. Oto subiektywna lista, wynikająca z doświadczeń, jakimi podzielili się ze mną moi koledzy i koleżanki z PIU (dzięki!) i moich. Siedem grzechów głównych rowerzystów i kierowców:

1. BRAK SZACUNKU (i kierowcy i rowerzyści)

Grzechem numer jeden zarówno jednych jak i drugich jest to, że nie traktują się na drodze po partnersku. Czy tego chcemy czy nie, ruch drogowy obejmuje samochody, rowery, motocykle i pieszych. Dla wszystkich musi wystarczyć miejsca na drodze i każdy ma na niej swoją przestrzeń i zasady, do których powinien się stosować. Po wsze czasy będą się zdarzać na jezdni miejsca, na których ruch samochodowy miesza się z rowerowym i pieszym. Więc na początek taka rada: pogódź się z prostym faktem, że nie jesteś na drodze sam. Nie trąb jeśli nie musisz, nie besztaj, nie machaj rękami, daj szansę innym na przyjemne i bezpieczne korzystanie z drogi. Jeśli tego nie umiesz – nie wsiadaj za kółko ani na siodełko. Tramwaje też są fajne i ładniej dzwonią.

2. BRAK WYOBRAŹNI (i kierowcy i rowerzyści)

Jesteś za kierownicą, dojeżdżasz do skrzyżowania z zamiarem skrętu w prawo. Skrzyżowanie ma ścieżkę rowerową i przejście dla pieszych. Wrzucasz prawy kierunkowskaz i rozglądasz się. Pieszych nie widać, więc wciskasz gaz i… BUM. A potem zadajesz sobie pytanie „skąd ten rowerzysta się tam wziął?” Przepisy są proste: dojeżdżasz do ścieżki rowerowej, masz obowiązek przepuścić rowerzystę, chyba że znaki nakazują inaczej. Pamiętajcie też, że ścieżka rowerowa to nie jest dodatkowa kieszeń, w którą możecie schować się autem po skręcie w prawo, żeby poczekać aż piesi przejdą przez pasy. Ścieżka to miejsce, które powinno zapalać wam czerwoną lampkę w głowie i dawać prosty sygnał: „uwaga, i z prawej i z lewej może nadjechać rower”.

Natomiast rowerzyści… Macie obowiązek zachowania szczególnej ostrożności tam, gdzie to konieczne i stosowania zasady ograniczonego zaufania w stosunku do innych uczestników ruchu. Pamiętajcie, że czasem trudno was zauważyć. Poruszacie się szybciej niż piesi. Na niektórych skrzyżowaniach wyłaniacie się zza samochodu i naprawdę o wypadek nietrudno. Aha, przy podbramkowej sytuacji, odpuśćcie. Nie krzyczcie na kierowcę: „mam przecież pierwszeństwo”. Cmentarze są pełne ludzi, którzy mieli pierwszeństwo. Nie słyszałem, żeby dawali za to jakieś uprzywilejowane groby.

3. IGNOROWANIE SYGNALIZACJI ŚWIETLNEJ (i kierowcy i rowerzyści)

Niejednokrotnie mam wrażenie, że rowerzyści w swoim mniemaniu są szybcy, zwinni, kuloodporni i nieśmiertelni. Że mogą sobie śmignąć na czerwonym, bo przecież komu to przeszkadza. Są mali, zwrotni i wszędzie się wcisną. A światła są dla samochodów. Otóż zachowanie tego typu w najlepszym wypadku kończy się następująco.

Takie zachowanie można określić na wiele sposobów, nie mniej jest to blog ekspertów PIU i z tego względu na pewno czyta nas wiele dzieci, więc użyjemy słowa „lekkomyślne”. Podkreślam, że przejeżdżanie na czerwonym świetle to wśród rowerzystów poruszających się po mieście plaga. Spotykam się z tym prawie codziennie. Drogi rowerzysto! Sygnalizacja świetlna dotyczy również ciebie. Przyjmij to do wiadomości, albo kolor czerwony będzie z dużym prawdopodobieństwem ostatnim kolorem, jaki w życiu zobaczysz.

[EDIT]: Piotr Rutkowski zwrócił mi uwagę na TT, że kierowcy z kolei ignorują obowiązek zatrzymania się przed zieloną strzałką na sygnalizatorze. To prawda, a gdy dodatkowo mamy do czynienia ze ścieżką rowerową na skrzyżowaniu, taki manewr to już tylko krok do tragedii. Drogi kierowco, zielona strzałka to nie jest zielone światło. A zgadnijcie, co obok nieprawidłowego wyprzedzania jest główną przyczyną wypadków, w których poszkodowani są rowerzyści? Zgadliście – nieudzielenie pierwszeństwa przejazdu.

4. KLEPANIE W TELEFON/ROZMOWA PRZEZ TELEFON (i kierowcy i rowerzyści)

Jak można jechać rowerem przez miasto z oczami zwróconymi na ekran, jedną ręką na smartfonie, zamiast na kierownicy i jeszcze ze słuchawkami w uszach? Niestety na ścieżkach rowerowych nie jest to wcale rzadki widok. W jaki sposób człowiek dobrowolnie wyłączający sobie dwa zmysły (wzrok i słuch) może w ogóle kontrolować jazdę rowerem? Dobrze, że przynajmniej pozostałe trzy zmysły pracują. Niestety po wypadku, węch, smak i dotyk mogą przydać się głównie do rozpoznawania i zażywania lekarstw oraz spożywania szpitalnego jedzenia.
A kierowcy? W jaki sposób chcecie zauważyć na drodze rowerzystę (albo pieszego), jeśli skupiacie się na rozmowie przez telefon? Zestaw głośnomówiący jest dziś standardem. Nawet jeśli nie jest zamontowany fabrycznie w samochodzie, to jest dostępny w pierwszym lepszym sklepie. Różnica między kierowcami a rowerzystami jest taka, że kierowcy rozmawiając przez komórkę, mogą spowodować stłuczkę, której skutki ograniczają się dla nich najczęściej do kontrolowanej strefy zgniotu w samochodzie. W przypadku rowerzystów (i pieszych), strefą zgniotu jest ich ciało. Niekontrolowaną. Pamiętaj – rozmowa może poczekać. A niezależnie od tego, czy prowadzisz auto, czy rower, przez twoją lekkomyślność mogą ucierpieć inni.

5. BRAK SYGNALIZACJI MANEWRÓW (rowerzyści)

Zjawisko charakterystyczne dla zdecydowanej większości użytkowników ścieżek rowerowych. Niestety, co bardziej niebezpieczne, jest to również zachowanie charakterystyczne dla rowerowych szaleńców, stosujących zasadę „byle do przodu” i używających naprzemiennie, w zależności od przepustowości, chodnika, ścieżki i jezdni. Bo w sumie dlaczego nie, ważne żeby było szybko i żeby się nie zatrzymywać. To, że przestraszymy albo potrącimy pieszego, czy to, że rozwałkuje nas niczego nie spodziewający się kierowca auta, to się oczywiście nie liczy. Do czasu.
Opanowanie zasad, jakimi sygnalizujemy manewry na rowerze nie jest specjalnie trudne, a bardzo ułatwia życie. I rowerzystom i kierowcom. Dotyczy to zwłaszcza wyprzedzania i jazdy na skrzyżowaniach. Aha, drodzy rowerzyści: jezdnia, ścieżka rowerowa i chodnik to nie jest automat z lodami, z którego sobie można wybrać, co nam bardziej pasuje. Przepisy mówią jasno, po czym i kiedy można jeździć. Nie trzeba nawet czytać Prawa o ruchu drogowym. Wystarczy szybki gugiel.

6. BRAWURA I WYŚCIGI (i kierowcy i rowerzyści)

Kojarzycie taką sytuację? Jedziecie jezdnią rowerem, zbliżacie się do drogi podporządkowanej, a tam stoi auto, w którym kierowca zastanawia się, czy zdąży przed wami czy nie? Pardon, on się nie zastanawia. On zawsze wie, że zdąży. Przecież jest domyślnie szybszy, bo w końcu ma samochód, a wy tylko rower. Otóż drodzy kierowcy: dla niektórych naprawdę nie jest dużą sztuką osiągnięcie na rowerze prędkości ponad 30 km/h, a rowerem szosowym – 50 km/h. Już nie wspominam o korzystnym nachyleniu terenu lub sprzyjającym wietrze. To nie są małe prędkości, w warunkach gdy mówimy o dojeżdżaniu do skrzyżowania. Zastanówcie się dwa razy, czy aby na pewno warto wbijać się przed rowerzystę.

A rowerzyści? No cóż, kilku z nich zdaje się nie pamiętać, że drogi publiczne nie są przeznaczone do ścigania się, że nie powinno się złorzeczyć na jadących wolniej cyklistów, bo „ja tu trenuję”, i że przy wyprzedzaniu warto upewnić się, czy nic z tyłu nie jedzie. Każda zmiana toru jazdy, gdy jedziecie jezdnią, może skończyć się dla was bardzo źle.

7. NIEZNAJOMOŚĆ/IGNOROWANIE PRZEPISÓW (trochę kierowcy i więcej niż trochę rowerzyści)

Kierowcy miewają problemy z pierwszeństwem na ścieżce rowerowej. Miewają też generalne problemy z takim zjawiskiem jak ścieżka i blokują ją np. przy parkowaniu albo przy wjeździe na skrzyżowanie. Często też nie wiedzą, że nie zawsze ścieżka biegnąca wzdłuż jezdni oznacza obowiązek korzystania z niej (bo ma znaczenie czy biegnie ona zgodnie z kierunkiem jazdy, czy też nie). Nie wiedzą, ale trąbią na tych biednych, jadących prawidłowo po jezdni rowerzystów.

[EDIT:] Łukasz Przechodzeń zwrócił mi słusznie na FB uwagę, że zapomniałem o niezwykle istotnej rzeczy, jaką jest wyprzedzanie rowerzysty “na gazetę”. Rzeczywiście wśród kierowców powszechne jest ignorowanie bezpiecznego i przepisowego odstępu od rowerzysty. Pamiętajcie – nie mniej niż 1 m. A najlepiej co najmniej 2-3 m.

U rowerzystów z kolei ze znajomością przepisów jest moim zdaniem jeszcze gorzej. Np. nie jest rzadkim widokiem człowiek jadący rowerem po zmroku bez ani jednego światła czy odblasku. A to nic innego jak proszenie się o śmierć. Pamiętajcie: wasz obowiązek to posiadanie światła przedniego, tylnego i sygnału dźwiękowego. W nocy kierowca jadący poza terenem zabudowanym nie ma najmniejszych szans was zauważyć, jeśli sami o to nie zadbacie.

HONORABLE MENTIONS – PIESI

Tekst ich właściwie nie dotyczy, jednak oni również bywają lekkomyślni. Warto więc wymienić tu zachowania, które dla nich albo dla rowerzystów mogą się skończyć źle. Chodzi o następujące zjawiska:

1. Piesek bez smyczy
2. Piesek na długiej smyczy, ciągnącej się w poprzek ścieżki. Najlepiej po zmroku.
3. Nagłe wchodzenie/wbieganie na ścieżkę rowerową
4. Opiekowanie się dzieckiem z jednoczesnym patrzeniem się w telefon. No sorry, nie da się.

PODSUMOWANIE

W 2017 r. rowerzyści uczestniczyli w ponad 4000 wypadków drogowych, w których zginęło 220 osób. Czy to dużo? Procentowo niespecjalnie, bo w Polsce rocznie ginie w wypadkach prawie 3000 osób. Kłopot polega na tym, że rowerzysta (tak jak i pieszy) jest słabszym od auta uczestnikiem ruchu drogowego. Jeśli uczestniczy w zdarzeniu drogowym, to z dużym prawdopodobieństwem skończy się ono co najmniej lekkim uszkodzeniem ciała. No i oczywiście zniszczeniem roweru. W najgorszym przypadku zaś – wiadomo. Kierowcom czasem brawura uchodzi na sucho. Chroni ich pancerz z auta. Brawurowy rowerzysta natomiast, w starciu z autem nie ma żadnych szans. Może zginąć, krzycząc “miałem pierwszeństwo”. Może też zginąć, krzycząc “mojej rodzinie należy się zadośćuczynienie z OC sprawcy wypadku”.

Warto?